top of page

                                    Nocne Cienie

 

                                      Akt Pierwszy

Scena 1

 

Barierka

 

MARYNARZ:

Woda jest ciepła, skacz.

 

COOK:

Nie, jeszcze nie. Jest za mało Cieni.

 

MARYNARZ:

To wypij jeszcze. Masz czas do zachodu słońca.

 

COOK:

Kochałem ją, ale Cienie zawsze mnie doganiały.

 

MARYNARZ:

Wiem.

 

COOK:

Powiesz jej.

 

MARYNARZ:

Powiem.

 

ŻONA:

Nie ma Ciebie. Nigdy nie ma, a przecież jestem jeszcze młoda. Jak mam szanować swoje ciało kiedy Ciebie nie ma.

 

MARYNARZ:

Jest winny rzuć go a odzyskasz wolność.

 

ŻONA:

Kochałam go kiedy był a nienawidziłam, gdy znikał. Jak żyć?

 

MARYNARZ:

Jak wszystkie - zdradzaj go.

 

COOK:

Cień mi mówi, kiedy jest z innym.

 

ŻONA:

Nie ma Cieni, to tylko gra słońca na falach oceanu.

COOK:

Jesteś tam gdzieś daleko, gdzie czas nie ma znaczenia. Cień mówi mi o Tobie całą prawdę.

 

MARYNARZ:

Byłeś z nią w krainie cieni?

 

COOK:

Byłem z nią za horyzontem. Tam jest pustka, która ogarniała nas, aż strach kazał nam wrócić.

 

MARYNARZ:

Wypij tyle, żebyś zapomniał o strachu. Załóż kapok i skocz. Woda ciepła nie poczujesz jak umierasz. Będziesz niesiony siłą wiatru, aż przyjdą Cienie i zabiorą Ciebie do lepszego świata. Dasz jej to czego chce, dasz jej wolność.

 

ŻONA:

Nie wiesz czego chcę. Sama tego nie wiem. Kiedy jego nie ma jestem skuta kajdanami oczekiwania. Czekam, cały czas czekam.

 

COOK:

Idę do Ciebie. Do tego Burdelu co mnie nie chce, która odmawia mi Ciebie dając w zamian pustkę oceanu. Nie potrzebuję już samotności tylko spokoju naszych serc oddalonych do granic moich możliwości. Kiedy kończy się mój świat zacznie się nowa przygoda z czasem podeptanym i zgwałconym przez Cienie. Nie walczę z nimi nie mam sił do dalszej rozłąki, do tych powrotów. Do ciągłego zaczyniana nowej drogi, nowej ścieżki naszej znajomości. Poznawania od nowa każdej bruzdy twego ciała do czekania na szczery gest dłoni muskającej moją twarz. Zimnego

pocałunku fałszywych ust i spokojnego śniadania o poranku naszej codziennej rzeczywistości.

 

MARYNARZ:

Cienie są coraz bliżej, idź do nich bądź gotowy na poznanie głębi oceanu. Będziesz tam szczęśliwy i spokojny o każdy następny dzień.

 

COOK:

Boję się.

 

MARYNARZ:

Słońce zachodzi spiesz się.

 

COOK:

Kto idzie?

 

SYRENA:

To ja syrena. Co tu robisz?

 

COOK:

Rozmawiam.

 

SYRENA:

Z kim?

 

COOK:

Z Marynarzem.

 

SYRENA:

Nie ma tu nikogo.

 

COOK :

Stoi obok mnie.

 

SYRENA:

To Cienie. Blady księżyc rzuca cienie na Twoją twarz. Zobacz jesteś blady, trupio blady.

 

COOK :

Czy ja żyję? Jestem daleko od swojego domu, gdzie już nikt na mnie nie czeka.

 

SYRENA:

Sama nie wiem czy ja żyję. Pewnie żyjesz tak jak ja. Wszyscy żyjemy w otchłani naszej świadomości tylko każdy z nas ma inne wyobrażenie o swoim życiu. Twoje życie to Cienie.

 

COOK:

Moje życie to ŻONA i dom.

 

ŻONA:

Jestem, czekam na Ciebie.

 

SYRENA:

Tutaj też masz dom.

 

COOK:

Jest ciasny i nie mój tylko Cieni. One tutaj rządzą. Tobą też Syreno?

 

SYRENA:

Mną rządzi Twoja wyobraźnia. Jestem a jakby mnie nie było, żyję czekając z nadzieją na lepsze jutro. Nie jesteś sam. Ja będę, kiedy tylko tego zapragniesz. Będę z Tobą po kres Twojej jaźni po tym jak zaczniesz i wtedy gdy skończysz.

COOK:

Jak będę kończył będziesz ze mną?

 

SYRENA:

Z każdym kto tego zapragnie.

 

COOK:

Ja pragnę ŻONY.

 

SYRENA:

Jej tutaj nie ma.

 

COOK:

Jest w mojej głowie. Widzę i słyszę, kocham i nienawidzę, biorę i porzucam. Sam nie wiem czy to jawa czy wytwór Cieni.

 

ŻONA:

Zawsze wierzyłam, że mnie kochasz. Czekam, aż zrozumiesz, że czas ucieka zawsze i nieodwracalnie a moje ciało starzeje się bez twojego dotyku i czułości. Nie chcę więcej czekać. Chcę Ciebie. Nie uciekaj w pozorną wolność. Ona nie istnieje to ułuda i oszustwo dane każdemu kto w to wierzy.

 

COOK:

Ja już w nic nie wierzę.

 

ŻONA:

Uwierz we mnie.

 

COOK:

Nie mogę wierzyć w coś co nie istnieje. Nie ma My , nie ma Nas jest tylko szeroki ocean i głębia wody, ciepłej słonej wody, która będzie dla mnie ukojeniem.

 

ŻONA:

Ta wóda, którą chlejesz ma być dla nas ukojeniem i końcem Nas?

 

COOK:

Końcem mnie.

 

ŻONA:

A ja?

 

COOK:

Ciebie tutaj nie ma.

 

ŻONA:

Jestem chociaż mnie nie widzisz.

 

COOK:

Daj mi rękę, abym poczuł, że jesteś.

 

ŻONA:

Daj mi dłoń i chodźmy do domu.

 

SYRENA:

Będę czekała na Ciebie kucharzu.

 

COOK:

Nie czekaj wracam do domu.

 

MARYNARZ:

Zniknął. Alarm! Alarm! Człowiek za burtą świadomości.

 

Scena 2

Pokój z łóżkiem.

 

PROSTYTUTKA:

Jestem z nim i z tymi jego majakami. Domu mu się zachciewa a ja? - czy ja mam Dom. Każdy mnie ma i każdy może mnie mieć, ale tak naprawdę nie ma mnie ten, kto nie dociera do mojej duszy.

Wzruszyłam się kiedy mnie kochał, kiedy majaczył i płakał. Czy On się tak bardzo rożni się ode mnie? Ja też czekam na kogoś kto nie istnieje.

 

KLIENT:

Kim jesteś?

 

PROSTYTUTKA:

Dziwką.

 

KLIENT:

Gdzie jestem.
 

PROSTYTUTKA:

U nas w domu.

 

KLIENT:

To ma być mój dom? Nasz dom?

PROSTYTUTKA:

Dobry jak każdy inny. Takiego domu chciały Cienie. Tego chciałeś Ty.

 

KLIENT:

Nie jesteś moją żoną? Moja ŻONA nie jest taka.

 

PROSTYTUTKA:

Jestem taką jaką mnie widzisz.

 

KLIENT:

Ona jest inna. Jest czysta nie zbrukana innym nasieniem.

 

PROSTYTUTKA:

Każdy tak myśli kiedy mnie odwiedza. Czas to wróg kobiety. Sam o tym wiesz.

 

KLIENT:

Ale ja chcę tylko zapomnieć.

 

PROSTYTUTKA:

To mnie zerżnij i zapomnij.

 

KLIENT:

Nie stać mnie na Ciebie.

 

PROSTYTUTKA:

Czas ucieka. Spytaj się.

 

KLIENT:

Ile bierzesz?

 

PROSTYTUTKA:

Od Ciebie nie dużo. Parę Cieni.

 

KLIENT:

A od innych?

 

PROSTYTUTKA:

To zależy czego chcą. A co ty chcesz?

 

KLIENT:

Wolności.

 

PROSTYTUTKA:

U mnie jej nie znajdziesz. Jestem uzależniona od forsy. Umiem tylko rżnąć się więc nie zwlekaj.

 

KLIENT:

Ty mnie trapisz jeszcze nigdy nie płaciłem Cieniem za seks. Zawsze brałaś forsę.

 

PROSTYTUTKA:

A skąd wiesz, że teraz chcę forsy?

 

KLIENT:

Nie wiem, ale tak mi się wydaje.

 

PROSTYTUTKA:

Niech tym razem będzie to prezent dla Ciebie, ale po jednym warunkiem.

 

KLIENT:

Jakim?

 

PROSTYTUTKA:

Będziesz mi szeptać o miłości, o tym, że mnie kochasz, że mnie pragniesz i nie możesz beze mnie żyć. Mów wszystko to co mówisz, jak kochasz się z ŻONĄ.

 

KLIENT:

Więc szeptałem jej, zapewniałem, że ją kocham, wielbiłem i przekonywałem sam nie będąc przekonany a Ona mruczała, tuliła się i kochała się tak jakbym był jej pierwszą wielką miłością.

 

PROSTYTUTKA:

A teraz spadaj do swoich Cieni.

 

KLIENT:

I jak tu zrozumieć kobietę.

 

ŻONA:

Nie majacz. ONA nie jest mną to prostytutka. Dużo ich miałeś?

 

COOK:

W każdym porcie jedną. Ale One były Tobą.

 

KLIENT:

Kłamie.

 

PROSTYTUTKA:

Łże.

KLIENT:

To było puste pozbawione emocji rżnięcie.

 

PROSTYTUTKA:

Chyba tylko dla mnie.

 

KLIENT:

Dla mnie też.

 

ŻONA:

To po co to robiłeś?

 

COOK:

Bo brakowało mi Ciebie. Naszych nocy i śniadań o poranku. Twojego oddechu i kłamstw którymi mnie karmiłaś.

 

ŻONA:

Prawda by Ciebie zabiła.

 

COOK:

Ile masz dla mnie tych prawd?

 

ŻONA:

Tylko dwie.

Prawda pierwsza jest najmniej bolesna. Tym dildo co dostałam od Ciebie przed twoim pierwszym wyjazdem sterowałam swoim pożądaniem. Dałeś mi go, bo nie chciałeś, abym była rżnięta przez innego, ale On był sztuczny i zimny. Może jakbyś dał mi podgrzewany skończyłoby się na nim. A tak wzięłam ciepłego sąsiada z dołu. Potajemnie grzał mnie doprowadzając do orgazmu. Zmykałam oczy, krzyczałam i widziałam Ciebie więc to było bez grzechu. Prawdą drugą było szukanie innego podobnego dildo, ale wielkiego i ciepłego zapychacza moich doznań. Znalazłam studenta. Był czarny i wielki. Wtedy nie krzyczałam a wyłam i to było z grzechem, bo już nie widziałam Ciebie.

 

COOK:

Czy to znaczy, że teraz nie będę dla Ciebie zbyt dobry i zostaniesz z tym czarnym zapychaczem?

 

ŻONA:

Ja też mam swoje Cienie, ale kocham Ciebie. On nic nie znaczy zawsze możemy sobie pomóc. Godzę się na każdą miłość tylko wróć.

 

COOK:

Zrezygnuję z Cieni i morskiej bryzy. Z Syren i wiatru muskającego moje włosy. Z portów i dziewczyn czekających na mnie. Już nie chce tego, chce mieć dom.

 

ŻONA:

A ja – wybaczysz mi?

 

COOK:

A Ty – wybaczysz mi?

 

PROSTYTUTKA:

Zaraz się porzygam.

 

ŻONA:

Nie ma już Ciebie, wybaczono mi. Teraz wróci do domu bez Cieni, Syren i Marynarza. Będzie ze mną. Mamy dziecko.

 

PROSTYTUTKA:

Czarnego bobasa?

 

ŻONA:

Dziecko.

 

PROSTYTUTKA:

Co Mu powiesz?

 

ŻONA:

Że, to przez Cienie ma czarne dziecko.

 

PROSTYTUTKA:

Uwierzy?

 

ŻONA:

Wybaczył mi.

 

PROSTYTUTKA:

A Ty sobie wybaczysz?

 

ŻONA:

Jesteś podła.

 

PROSTYTUTKA:

Wiem, wiem, ale mi też wybaczył.

 

ŻONA:

Ja nie.

PROSTYTUTKA:

Wracam do do Cieni.

 

COOK:

Dziecko to szczęście dla mnie. Kocham go.

 

MARYNARZ:

Tylko dlaczego jest czarny?

 

COOK:

To proste, Cienie też są czarne.

 

MARYNARZ:

Dureń. To nie twoje. Puściła sie z czarnym studentem.

 

COOK:

Kocham ją za to kim jest a nie za to co zrobiła. To wina Cieni.

 

MARYNARZ:

A dziecko? Zawsze będzie winne. Nigdy nie pozwoli Tobie zapomnieć. Za każdym razem kiedy na nie spojrzysz zobaczysz wszystkie swoje Cienie. One mają zbiorową świadomość . Każde z z nich wywodzi sie z czarnego korzenia. Czarny student, mulatowaty bobas, kurwa w portowej knajpie i tragarz w ładowni.

 

COOK:

To mój dom a w nim moje dziecko.

 

PROSTYTUTKA:

Przyjrzyj mu się uważnie.

 

COOK:

Synu dlaczego jesteś taki duży? Kiedy wracam jesteś większy coraz większy i bardziej obcy. Jak czas, który jest dla mnie za krótki.

 

SYN:

Spadaj dziadzie nie znam ciebie. Mamo, widzisz jakiś kloszard doczepił się do mnie.

 

COOK:

Powiedz mu.

 

ŻONA:

To twój ojciec. Marynarz. Był zawsze nawet wtedy, gdy go nie było to Cienie zabrały go na tak długo.

SYN:

Nieprawda, mój ojciec jest taki jak ja – jest czarnym zapychaczem. Jestem jego nieodłączną częścią. Jestem, żywy i czarny tak czarny jak ten w twojej szufladzie. Kochałaś go wierzyłaś i byłaś nieszczęśliwsza ja nie chcę tak skończyć jak On. Chcę żyć, być szczęśliwy i niezależny od tych białych kobiet, które szukają takich jak ja.

 

COOK:

Byłeś kiedyś w burdelu? Kiedy spytasz się MARYNARZA to powie Tobie prawdę. Ja go wysłuchałem. Czy to była prawda? - to ja już nie wiem, ale na pewno jest w tych opowieściach jakieś ziarenko prawdy coś co pozwala mu na snucie tych przerywników.

 

MARYNARZ:

Miła czarnoskóra dziewczyna w skąpym stroju zaprowadziła nas do wolnego stolika pytając się jak długo mamy zamiar przebywać w ich klubie i czy życzymy sobie pokoje. Kiedy już usiedliśmy na krzesłach podsunęła nam menu i wskazała na tuzin zadbanych dziewczyn okupujących bar i siedzących po dwie przy małych stolikach.

 

SYN:

Klub, tak się teraz nazywa burdel.

 

MARYNARZ:

Byłem w burdelu, ale z tymi dziewczynami co od siedzenia na twardych plastikowych barowych stołkach dostali odleżyn drugiego stopnia. Ale One wiedzą co robią. Wezmą sobie faceta i będzie im te tyłki z lubością godną lepszej sprawy masował całą noc. Tak jak ten koleś siedzący obok mnie co wstał z zamiarem pójścia na pijacki odwyk do lokalnego WC, ale nie doszedł dalej niż na środek sali, bo już z kąta wystartowały do niego dwie dziewczyny chętne na przytulangi w rytm granej właśnie muzyki. Jedna z nich, amatorka tanecznych pląsów była na tle pozostałych jak miss rybackiej przystani i jak rekina przyjaciółka przyssała się do niego oplatując go swoimi muskularnymi ramionami. Bicepsy miała równe a może i lepsze od niego. Nie ma się jednak co dziwić, bo pracując w lokalnej przetwórni ryb natachała się i narżnęła wystarczająca ilość rybich niewiniątek podnosząc dziennie kilka ton skrzynek w rybim prosektorium. Burdel to dla niej ukojenie.

 

SYN:

A co to ma wspólnego ze mną.

 

MARYNARZ:

Druga nie zdążywszy przykleić się do niego z początku bezradnie rozejrzała się po sali a potem ruszyła w moim kierunku. Czarne oczy, czekoladowa szeroka twarz i jeszcze szerszy bokserski nos zwrócone w moją stronę zdawały się nie zauważać naszych z lekka przestraszonych min. W końcu jest się marynarzem czy nie, a to zobowiązuje do uprzejmości. Ona była taka jak Ty.

 

PROSTYTYTKA :

Napijecie się piwa? Postawię Wam.

 

MARYNARZ:

Dziękujemy, stać nas na piwo.

 

COOK:

Niemożliwe, że to powiedział, za dolara to dałby sobie rybią łuską maseczkę upiększającą zrobić na swojej ogorzałej twarzy. Na nic jednak się nie przydało to gadanie, bowiem miejscowa kelnerka znając obyczaje stałych bywalczyń tego lokalu już sunęła z piwem na tacy.

Jakby tego było mało od razu przyfrunęły do stolika dwie następne dziewczyny. Więc nim matrosi się obejrzeli już każdy miał rękę wciśniętą pod pasek spodni i widać było jak kobiece palce szorują po ich tyłkach.

 

MARYNARZ:

Chyba tu taka moda.

 

COOK:

Odwala tobie czy co?

 

MARYNARZ:

Popatrz wszystkie robią tak samo. Idę do kibla zdjąć gacie.

 

COOK:

Chłopie czy wiesz, gdzie trafiliśmy – do zakamuflowanego burdelu.

 

MARYNARZ:

Na potwierdzenie tych słów przytoczyła się do nas zwalista baba wymalowana jakby jej facjatę malował miejscowy malarz awangardowych obrazów.

Ale nasze twarze nie zmieniły swojego oblicza a wręcz przeciwnie zagościł na nich szeroki uśmiech zadowolenia, bo zaraz za nią sunął jakiś typek spod ciemnej gwiazdy co małego wieloryba mógłby targać na plecach.

 

PROSTYTYTKA :

Chcecie się rżnąć?

 

COOK:

A ile to kosztuje?

PROTYTUTKA:

Dwa soki pomarańczowe. I dwa talony.

 

COOK:

Soki to za darmo - degustacja?

 

PROSTYTUTKA:

Za friko to macie tamte – skinęła głową do tańczących dziewczyna. A nam wystarczą wasze talony.

 

MARYNARZ:

„Talony” to kawałek kelnerskiej kartki z notesu na którym było napisane zamówienie.

Sok pomarańczowy 250 ml. Degustacja pokój nr. 114.

Czarna kawa , bita śmietana i Grand Mariner

Cena 50 Euro.

 

COOK:

I tak od razu sprawa się wyjaśniła.

 

MARYNARZ:

Dzisiaj leczę duszę. Jak mam płacić to muszę wiedzieć za co. Nie będę musiał macać silikony co dostałem od ŻONY.

 

COOK:

Dla mnie ani jedno ani drugie. Nie stać mnie, wczoraj przepiłem wszystką kasę. Mam tylko talony.

 

PROSTYTUTKA:

Już po dwudziestej drugiej. Macie talony na rżniecie więc możecie już z nich korzystać.

 

MARYNARZ:

Mamy. 50 Euro każdy do wykorzystania do szóstej rano.

 

COOK:

Zaraz, zaraz a jak możemy je wykorzystać?

 

PROSTYTYTKA :

Chodź ze mną to pokaże Tobie czarnego zapychacza.

 

MARYNARZ:

Lepiej byś się wcale nie odzywał.

 

PROSTYTUTKA:

Pomóc Tobie?

 

COOK:

Nie, nie trzeba damy radę to tylko 50 Euro.

 

PROSTYTUTKA:

Tak myślisz?

 

MARYNARZ:

Nie odzywaj się i na nic się nie zgadzaj.

 

COOK:

Spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem czemu wcale się nie zdziwiłem, kiedy spostrzegłem dziewczynę od którego uciekły jego oczy.

 

SYN:

Mamo to Ty?- zachichotał zadowolony ze swojego odkrycia.

 

ŻONA:

To Prostytutka, dziwka - kiedyś nią byłam.

 

SYN:

Jak mogłaś?

 

COOK:

A Ty mogłeś? Zapchałeś wszystkie dziury świadomości i to tak dogłębnie, że nawet SYRENA mnie opuściła. Byłem sam. Samotność to choroba. nieuleczalna choroba chorujemy na nią od lat.

 

SYN:

Masz sie dobrze, jesteś piękna. Czego szukałaś w burdelu?

 

ŻONA:

Spełnienia, bliskości, ciepła w samotności.

 

SYN:

A czego Ty szukałeś kucharzu.

 

COOK:

Żony a znalazłem prostytutkę.

 

SYN:

Oboje chcieliście tego samego - rżnięcia.

 

ŻONA:

Brałam Cienie.

 

SYN:

Cieni nie ma.

 

ŻONA:

Ty nim jesteś Synu. Umarł czarnuch niech żyje Król.

 

SYN:

Robimy to do czego zostaliśmy stworzeni. Każdy ma swojego luda. Ty masz Prostytutkę. Marynarz dziwkę a ja zapychacza. Pretensje pisz na bieżąco i daj do reklamacji.

 

ŻONA:

Czasu nie można reklamować.

 

COOK:

Możesz sprzedać czarnego zapychacza twoich doznań.


ŻONA:

Co mi zostanie jak go sprzedam?

 

COOK:

Ja.

 

ŻONA:

Mogę na Ciebie liczyć?

 

COOK:

Możesz liczyć na Cienie.

 

ŻONA:

Ja liczyłam na sąsiada a on został z żona.

 

COOK:

Miałaś mnie.

 

ŻONA:
Ty byłeś Cieniem.

 

COOK:

Miałaś studenta.

 

ŻONA:

Zostawił mi syna.

COOK:

Twojego syna. Trzeba go poświecić. Musi zniknąć. Niech idzie do Burdelu. Będzie jego Cieniem. Da im to co dałaś mi Ty. Piękny duży zapychacz może pracować w domowym burdelu w końcu ma czym straszyć internetowe białe suki.

 

ŻONA:

To nie jest tak jak myślisz One chcą tego samego co ja. Chcą seksualnej wolności tam, gdzie miejscowe kobiety przez wiele miesięcy nie widzą mężczyzn, bo albo ich nie mają, albo ich nie ma, bo są na morzu – co na to samo wychodzi.

 

COOK:

Droga ta wasza wolność. Wszystkie Cienie straciłem dla niej.

 

SYN:

Burdel w domu. Ale rodzinka. Dwaj mi tu wszystkie namiary. ONE czekają na sex stronę. Tylko czy dam radę. Jak to wytrzymać?

 

PROSTYTUTKA:

To proste dawaj im to czego chcą.

 

SYN:

A co ze mną ja nie chcę być czarną szmatą.

Zasłoń oczy nie musisz na nie patrzyć. One są inne niż kobiety, które znasz.

 

SYN:

Znam tylko Ciebie mamo.

 

PROSTYTUTKA:

Bądź wodzem. One tego oczekują.

 

MAYNARZ:

To filozofia dziwki. Chcesz nią zostać.

 

SYN:

Męczą mnie Cienie. Boje się zostać zapychaczem białych kobiet. One zawsze są zachłanne i nigdy nie chcą płacić. Duży czarny i gorący zapychacz białych kobiet chce tylko forsy. Forsy, forsy daj mi Panie... tu nie Afryka tu burdel białych ludzi.

 

MARYNARZ:

Nie świruj... niech płacą kartą. Plastik jest również dobry jak zapychacz. Nie myl burdelu z kościołem. To nie Afryka kościelnych tam tamów i plemiennych przyśpiewek. Wbij dzidę i czekaj. Odezwą się patrząc na dzidę. Nic tak nie podnieca bogatych białych kobiet jak wielki czarny zapychacz ludzkiej świadomości. Już , już słychać dźwięk mamony wdzierający sie w ekran kompa.

 

COOK:

Nie wytrzymam tego. Zawołam Syrenę.

 

MARYNARZ:

To największa dziwka jaka znam. Zawsze czeka na koniec. A co jak go nie ma?

 

COOK:

Wtedy nie zaznasz spokoju.

 

COOK:

Syreno już kończę przybywaj...

 

ŻONA:

Ona mnie onieśmiela. Czy też się rżnie za Cienie. Będzie dobra dla mojego syna?

 

MARYNARZ:

Nie ma wódy nie ma Syren, to marzenie kucharza. Bez wódy ani rusz.

 

ŻONA:

Nie przyjdzie tutaj do naszego Miasta Aniołów. Najwięcej burdeli jest na naszej ulicy jeden z nich jest w naszym domu. Wszyscy domownicy pracują w burdelu. Paskudna sprawa, ale jedno jest piękne. Jesteśmy razem.

 

MARYNARZ:

Miasto Aniołów kucharzu? W

 

                                                      Akt Drugi

Scena 1

 

Łóżko, stół z komputerem

 

SYN:

Cztery Cienie za pokaz, sześć za zapchanie świadomości.

 

COOK:

Mało, mało żądaj więcej.

 

ŻONA:

Mam klienta odwróć głowę nie patrz.

 

MARYNARZ:

Przyjęłaś zlecenie z compa?

 

ŻONA:

Dostałam od Cieni.

 

MARYNARZ:

Zarejestrowałaś się.

 

ŻONA:

Musiałam. Chcę się leczyć.

 

MARYNARZ:

Jesteś chora?

 

 

bottom of page